Forum  Strona Główna
Warsztaty literackie, artyzm, rysunek, forum kreatywne, poświęcone artystom, tym raczkującym i dojrzałym. Zapraszamy nań wszelkich amatorów prozy, poezji, rysunku, malarstwa i fotografii. Nowi użytkownicy proszeni są o przywitanie się w odpowiednim dziale
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Trochę o samoocenie - jak oceniacie i nazywacie swoje dzieła Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Fat Cat
Administrator



Dołączył: 18 Lut 2008
Posty: 3038 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zza morza. Irlandzkiego.

PostWysłany: Wto 23:50, 18 Lis 2008 Powrót do góry

Do Sellene - ale skoro 'pisarz' to po prostu określenie na osobę oddającą się samej czynności szeroko pojętego 'pisania' to, powiedzmy, aktywista jest politykiem? Po prostu skoro wszyscy piszący mogą się nazwać pisarzami, to nawet jeśli nie mają takich samych intencji w tym słowie jak powiedzmy Orwell, czy nazwa 'pisarz' nie straci trochę na podniosłości? : p Pisarze to byli Mickiewicz, Sienkiewicz, z bardziej zjadliwych Kesey, Lovecraft.
Po prostu nie mam serca, żeby nazywać się tak samo, jak oni się nazywali, nawet, jeśli wcale się do nich nie porównuję.

A ja niedługo biorę się za pierwszą powieść pisaną z rozumem i po treningu. Bo wcześniejsze wliczałam do tych legendarnych pierwszych kilku tysięcy stron samokształcenia się : p No, ciekawa jestem, jak mi to wyjdzie.

***

Aha, no to jeszcze chciałam wrócić do kilku spraw nie cierpiących zwłoki. Sprawa nr jeden - blogaski, lub jakiekolwiek inne miejsca w internecie, gdzie nieopierzone fanki czy fani tego czy tamtego anime/książki/zespołu piszą o wymyślonych przygodach Pottera/Billa z Tokio Hotel/Naruto. Tutaj pojawia się dla mnie problem, właściwie problemy dwa. Pierwsze - problem natury zwykłego marnowania czasu. I nie mówię o autorze róshowego blogaska - ten o marnowanie czasu się nie martwi, bo jego zdaniem jego działo warte jest całego depozytu bankowego Europy. Ale chodzi o nasz czas jako czytelników, uwaga: przede wszystkim takich, co to zakładają wspomnianą przez BMF'a Lożę Szyderców. Serio, czy Wam się chce wyłapywać takie 'perełki' z blogu o kochance voldemorta, a potem ze - dość przerażająco opisaną przez BMF'a - zjadliwością godnych niektórych polskich polityków wypisywać 'ach, och, żałosne, jesteśmy od nich lepsi, jesteśmy poważnymi piszącymi, a ich trzeba deptać'? Humoru to to nie poprawia, raczej pogrąża, nie mówiąc już o tym, że nic nie da. Blogaski czy blogi istnieć będą, póki będzie internet. I dobrze.

Bo - punkt dwa - trening nigdy nikomu nie zaszkodzi. Zgadzam się, że blogi tak naprawdę potrzebne nikomu nie są. Ale jeśli ktoś tu powie z ręką na sercu 'przysiegam, gdy miałem 7 lat wcale nie pisałem fanficka o Potterze i wcale nie myślałem o opulbikowaniu go na blog.onet.pl' to skłamie. Bo prawda taka, że 99 % z nas w wieku lat 7 czy 8 takie myśli chociażby przemknęły po głowie. Nie mówię, że każdy miał bloga, po prostu blogi są i będą wśród dzieciaków z podstawówki modne i nie widzę w nich aż tak wielkiej krzywdy wyrządzonej społeczeństwu : p No, nie takiej jak np. Holokaust. Okej, społecznosć młodocianych blogowiczów ma kółko wzajemnej adoracji. Ale kto wie, może niektórzy z nich jeszcze przejrzą na oczy, zaczną pisać zacnie? W tym momencie i ja się przyznam - zaczynałam od fanficku Shaman King, nie na blogu co prawda, ale na forum RPG, to prawie to samo. Jakoś nie widzę, żeby dzisiaj przeszkadzało mi to w pisaniu conajmniej przeciętnie wartościowych tekstów.

Nie mówiąc już o tym, że od czegoś się zaczyna. Nie uważam co prawda, że fan ficki powinny mieć miejsce na autentycznych warsztatach literackich, ale inna sprawa - czy je czytam? Czytam! Bo jest w nich wiele istotnie dobrych prac, i po prostu czytanie ich jest rozrywką. FF i fandomy powinny mieć własne serwisy (ave danfiction.com), z kolei nie powinny być brane na równi z autorskimi nowelkami, opowiadaniami, czy co tam jeszcze można napisać. O to nawet nie będę się z nikim kłócić, bo to wydaje mi się logiczne i uzasadnione.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
BMF
Gryzipiór



Dołączył: 19 Lip 2008
Posty: 208 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: nadchodzą?

PostWysłany: Śro 0:04, 19 Lis 2008 Powrót do góry

Cytat:
ach, och, żałosne, jesteśmy od nich lepsi, jesteśmy poważnymi piszącymi, a ich trzeba deptać


Stop. Nie zapędzaj się za daleko - nic takiego tam nigdy nie padło. Ani to zdanie dosłownie, ani w tym kontekscie, badź spokojna. Jest tam bartdziej coś w takim stylu:

Cytat:
Cytat:
Jednak Gandal odrodził się jako Gandalf Biały, a Balrog już nie.


- Straszne... balrog nie odrodził się jako Gandalf Biały! a może Gandal...?


Jak widać, nie wywyższają się, lecz bardziej wyśmiewają, cisną ze zdań bezsensownych. I nie przepuszczają żadnej zabawnej literówki.

Cytat:
nie mówiąc już o tym, że nic nie da


Mi daje kupę śmiechu. Bo ja tak samo zaczynałem %-) Każdy w ten sposób zaczynał. Zielony Legioooon <3


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
ola1993
Bywalec



Dołączył: 02 Mar 2008
Posty: 610 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 16:54, 19 Lis 2008 Powrót do góry

Ja pisałam opowiadanie o Harrym Potterze : )
Co prawda było to dość dawno temu, ale było. A ostatnio znalazłam opowiadanie z drugiej klasy o krwiożerczym psie z bagien, który pożerał wszystkich w nocy. Normalnie się uśmiałam.
Fajne błędy w takich rzeczach są.

Ja i pisarz? Dajcie spokój. Piszę zdecydowanie za mało i nie mam czasu na wiecej.
Rysunek moją ambicją, ale jeszcze dużo pracy przede mną.
I w ogóle różne rzeczy chciałabym robić lepiej, ale dzień za krótki.
Za godzinę gitara.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fat Cat
Administrator



Dołączył: 18 Lut 2008
Posty: 3038 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zza morza. Irlandzkiego.

PostWysłany: Śro 20:36, 19 Lis 2008 Powrót do góry

O, a ja ciąglę nie mogę znaleźć moich Kronik Różowej Pantery z pierwszej klasy. A tak fajnie by mi się to czytało : c

Ostatnio zastanawiam się, czy bluźnię, nazywając to, co gram z S. piosenkami : p A tak w ogóle, to szukamy pałkarza. Jak ktoś zna jakiegoś amatora bębnów, proszę przesłać go pocztą do Irlandii Północnej, Enniskillen. Będziemy wdzięcznie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sellene
Bywalec



Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 689 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: stąd!

PostWysłany: Pią 22:53, 21 Lis 2008 Powrót do góry

Fat Cat napisał:
Do Sellene - ale skoro 'pisarz' to po prostu określenie na osobę oddającą się samej czynności szeroko pojętego 'pisania' to, powiedzmy, aktywista jest politykiem? Po prostu skoro wszyscy piszący mogą się nazwać pisarzami, to nawet jeśli nie mają takich samych intencji w tym słowie jak powiedzmy Orwell, czy nazwa 'pisarz' nie straci trochę na podniosłości? : p Pisarze to byli Mickiewicz, Sienkiewicz, z bardziej zjadliwych Kesey, Lovecraft.
Po prostu nie mam serca, żeby nazywać się tak samo, jak oni się nazywali, nawet, jeśli wcale się do nich nie porównuję.


Nie mówię, że wszyscy piszący mogą nazywać się pisarzami, bo jak ja się nazywam pisarką, to zaznaczam, że hobbystycznie, żadnego patosu czy jakiejś wyniosłości wielkich pisarzy w tym nie ma (;


Fat Cat napisał:
A ja niedługo biorę się za pierwszą powieść pisaną z rozumem i po treningu. Bo wcześniejsze wliczałam do tych legendarnych pierwszych kilku tysięcy stron samokształcenia się : p No, ciekawa jestem, jak mi to wyjdzie.


Ja też. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Nie 18:35, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Ze mną się pozmieniało.

Nie wiem czy nazwałabym siebie artystką, zwyczajnie nie mam pojęcia. Inna sprawa, że dopiero co zostałam tak nazwana. I proszę, bez wyskakiwania z pychą, po prostu opowiem jak było.
Siedziałyśmy we dwójkę nad stawem, akurat wpadłam w słowotok. Dni są za krótkie, zdecydowanie za krótkie jak dla mnie. Jest tyle rzeczy do zrobienia! Tyle bym chciała namalować. Tyle pomysłów, tyle marzeń, co chwila: zachodzą od tyłu, ukazują się przed oczami, hipnotyzują, wciągają, pochłaniają do reszty. Inny świat. Mój ukochany, uwielbiam go. Cenię sobie samotność. Tyle mogę w niej znaleźć. Mogę mówić co chcę bez obaw, marzyć, marzyć i marzyć. Odpływam, żyję w innym świecie. Jesteś pewna, że jestem z tobą? Mam wrażenie, że nie. Tyle pomysłów, tyle rzeczy. Chciałabym mieć więcej farby. I szkło, i glinę, i tekturę, i móc robić instalacje, pomalować moje meble, ściany, przerobić ubrania. Taki mniej-więcej to miało charakter. Tandetna gadanina, ale coś w tym jest, zresztą ja nie umiem wyrażać się słowami. Nawet znajomi twierdzą, że piszę mętnie. Po tego typu rozmowach, pokazywania stert szkiców (które i tak nie są namiastką tego, co krąży mi w głowie), odpływaniu oraz okrzykach koleżanka stwierdziła, że jestem artystką. Ona również nie potrafi powiedzieć, na czym to polega.

Nie niemniej jednak pochlebiła mi nieźle : D I jakoś nie czuję się z tym niedobrze. Oczywiście, nie chcę porównywać się z ludźmi o wiele bardziej uzdolnionymi, którzy trenowali swoje umiejętności przez lata. Może termin 'artysta' jest niepotrzebnie otoczony takimi fanfarami, może w każdym z nas tkwi ten cały artyzm, przecież każdy lubi kreować. Jedni tylko udoskonalili technikę i siłę przekazu.

A moje szkice? To po prostu szkice, próba przelania myśli na papier.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malaria
Hiena Polarna



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 2449 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Nie 18:42, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Hm, też mi się zdarzają takie monologi, tylko lubię to jeszcze ubarwić próbą opowiedzenia o samym uczuciu, jaki ma kolor i zawsze muszę porównać z "jak...", palnąć jakieś pieprznięte porównanie.
Ale to może wina mojego prawie-autyzmu XD

Ale fakt faktem - jednym z wyznaczników artyzmu można zrobić posiadanie swojego świata. Ja żyję w całkiem innym, bo chociaż może artystką nie jestem, to trochę artyzmu pewnie mam.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Nie 18:49, 26 Lip 2009 Powrót do góry

Na pewno nie mam autyzmu. Natomiast jestem ogromną marzycielką, i przyznam, że to uwielbiam.
Bezstronna i chłodna ocena, pozbawiona narcyzmu oraz pychy 'rulez'.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Loony
...musi pisać więcej



Dołączył: 08 Lip 2010
Posty: 17 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:21, 08 Lip 2010 Powrót do góry

Bycie artystą to wg mnie to kwestia raczej pewnego stylu życia, a artystami są nawet punki zbierające na wino na śródmiejskim deptaku (artystami dlatego, że grają przy tym na gitarze off course, a nie dlatego, że zbierają kasę). Dlatego nie mam problemów w określaniu się artystą, bo to normalne przecież Wesoly Dziwne wydaje mi się traktowanie tego słowa z jakimś wielkim namaszczeniem. Artyści dzisiaj głodzą psy, robią kupę na środku ulicy, albo rysują czarny kwadrat na białym tle i nazywają to sztuką.

Tylko, że sztuką jest chyba właśnie nie tylko "być" artystą ale i umieć coś stworzyć wiekopomnego. Więc jeśli o to chodzi, to dzieła (czy raczej bardziej poprawnie: utwory) swoje nazywam zwykle opowiadaniami. Jeżeli zaś utwór ma charakter felietonu czy eseju, raczej optuję za nazwą "tekst" albo (w zależności gdzie publikuję) "wpis/notka na blogu" lub po prostu zwę to "postem", jeżeli wklejam dany tekst na jakimś forum. Zresztą zabawne właśnie, że lubię formę felietono-podobną i para-eseistyczną, ale jakoś właśnie nie mogę się zdobyć, żeby nazywać to wprost felietonami czy esejami. Może właśnie dlatego, że nie wiem "ile to jest warte" Wesoly

Co do zaś słowa pisarz to również go nie używam (bo pisarz mi się kojarzy z takim kimś kto już wydaje własne książki), raczej wolę się określać "piszącym", kimś kto pisze, bo takie ma hobby. Tak jak np. kogoś kto sobie coś tam pichci w domu też nie nazwiemy od razu kucharzem ale po prostu powiemy, że lubi gotować. Ale - z drugiej strony śmieszne jest też traktowanie tego słowa "pisarz" z jakimś wielkim niebotycznym szacunkiem i np. uważanie, że "pisarzem to może będę za 10-20 lat, jak osiągnę mistrzostwo w pisaniu, wtedy dopiero usiądę i się nazwę uroczyście pisarzem".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malaria
Hiena Polarna



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 2449 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Czw 15:39, 08 Lip 2010 Powrót do góry

Nie z jakimś przesadnym namaszczeniem, ale chodzi właśnie o to, by słowo "artysta" czy "pisarz" nie straciło kompletnie znaczenia i nie oznaczało właśnie po prostu osoby, która coś-tam sobie pisze. Dlatego raczej nie nazwałabym większości tego niby-artystycznego tłumku artystami tylko dlatego, że potrafią narysować kwadrat na białym tle albo złapać trzy akordy na gitarze. Bo wrzucanie do jednego worka trzyakordowego grajka i np. pana Einaudiego nie wydaje mi się właściwe i zaburza klarowność sytuacji.

Jest sporo słów, które inaczej określają. Punk to punk, artysta to artysta, punk przy okazji może być artystą, ale to nie znaczy, że każdy punk jest artystą ze względu na swój styl życia. Artysta tworzy coś, ma do tego uzdolnienia, ma własny styl w tym co tworzy i nie robi bezsensownej papki w rodzaju M jak miłość czy programy na MTV...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
karollos
...musi pisać więcej



Dołączył: 26 Lip 2010
Posty: 7 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:53, 26 Lip 2010 Powrót do góry

Chodzę do szkoły plastycznej od dwóch lat i przyznam że trochę zaskoczyło mnie na początku to, jak niektórzy czują się tam "elitarnie". W sumie nawet nauczyciele mówią "w końcu jesteście ARTYSTAMI, chodzicie do szkoły ARTYSTYCZNEJ, to o czymś świadczy" itd. Taka wysoka samoocena u niektórych mnie śmieszy - szczególnie wtedy, kiedy niektórzy czują się wielkimi tylko dlatego ze dostali sie do tej szkoły. Nie ze względu jakikolwiek dorobek artystyczny, nie ze względu na twórczy umysł a dlatego, że zdali naprawdę łatwy test i obracają sie w tym towarzystwie.

Co do mnie - czasami czuje się artystą, faktycznie. Chociaż raczej w tym stopniu w jakim chłopiec brzdąkający na gitarze - muzykiem. Ale chwile później widzę pracę niektórych, nawet rówieśników i podkulam ogon, wiem, ze czeka mnie wiele pracy, żeby coś osiągnąć. Bo zbyt wysoka samoocena moze zgubić.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Pon 23:19, 08 Lis 2010 Powrót do góry

U mnie znów się pozmieniało i pozwolę sobie odświeżyć temat.

Nie nazywam siebie artystką, nie nazywam artystą nikogo w moim przedziale wiekowym. Z dwóch powodów:
1. Artystę łączę z pewnym stylem życia - to znaczy rezygnacją z tradycyjnego zawodu na rzecz Sztuki (muzyki, wizualnej, teatru, pisania), a mając na sobie obowiązek szkolny rezygnacja jest niemożliwa. Chodzenie do szkoły czy na studia jest pewną formą pracy, nawet bez dochodów.
2. Artystę musi według mnie cechować wyrazistość prac, pewien błysk który sprawia, że nie mamy oporów by nazwać coś Sztuką. Nie spotkałam wielu błysków.

Natomiast Sztukę (dla odróżnienia od sztuki) definiuję tak:
akapitakapitakapitDzieło, akt twórczy wywołujący wrażenie pewnego uniesienia, obcowania z czymś wzniosłym i wyjątkowym. Z łatwością poczujemy to wpatrując się w obrazy wielkich mistrzów czy słuchając ulubionych utworów klasycznych. Im więcej osób wrażenie potwierdzi, tym większe prawdopodobieństwo iż mamy do czynienia ze Sztuką. Nie zaprzeczam indywidualności doznań, każdy może Sztukę widzieć w innym dziele, jednakże są pewne granice. Sztuką nie jest kwadrat i muzyka rap. Niech fani powyższych posłuchają Czajkowskiego, poczytają co nieco o filozofii, zwiedzą kilka galerii i wtedy ponownie się wypowiedzą. Nie uznaję równości wszystkich twórców, ponieważ tylko nieliczni z nich naprawdę byli wielcy, to znaczy dokonali czegoś przełomowego, zmienili kulturę, stali się jej częścią. Dlatego też nie uznaję równości upodobań, umiłowanie Chopina jest lepsze niż umiłowanie Blondie. I można lubić Blondie, ale nie pozwolę by ktoś uważał słuchanie ichnich utworów za równoznaczne z chodzeniem do filharmonii (a taki trend niestety ostatnio można zauważyć, ludzie nie widzą wyższości pewnych rzeczy nad drugimi). Z drugiej strony obowiązuje szacunek i dobre wychowanie, gust może i gorszy, ale sam człowiek wartości nie zmienia.



Uf, wybaczcie ten patos, monolog bufona, niestety inaczej się nie dało. Chciałabym abyście dodali coś do mojej definicji, wypracujmy ją razem, bo boję się że to co napisałam jest nieco niespójne (uszanowanie i wyższość jednego nad drugim na przykład).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szalona_Truskawa dnia Pon 23:21, 08 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Malaria
Hiena Polarna



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 2449 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Nie 11:02, 14 Lis 2010 Powrót do góry

Zaiste ton bufonowaty, zwłaszcza z tym Szopenem. W życiu się by hiena nie zgodziła. Za ścianą non stop leci ten szmelc, a hiena nie może dociec, czym się różnią od siebie te banalne, bezbarwne i pozbawione charakteru melodie. Sztuka sztuką, ale z pewnością nie uznam czegoś za sztukę tylko dlatego, że stado pozbawionych słuchu muzycznego drobnomieszczańskich pseudointeligentów uważa to za wiarę i religię. A pfuj. Blondie może nie, ale od Chopina nieciężko znaleźć coś lepszego, nawet u względnie popularnych, mainstreamowych twórców współczesnych. A przynajmniej posiadającego więcej treści i wyrazu.
Choćby wspomniany wcześniej pan Einaudi, jeśli już porównywać muzykę poważną. Porównywanie go z Chopinem uznałabym za bezczeszczenie talentu pana Einaudiego. Klasyka - owszem, ale nie ślepe podążanie za plakietką "klasyka". Werter, Mickiewicz czy Chopin na hieni gust w najmniejszym stopniu nie zasługują na takie wynoszenie na ołtarze. Tym bardziej, że tych dwóch ostatnich okłada się na tych ołtarzach śmiesznym i żałosnym patriotyzmem.

A co do artystów - widać tacy nie istnieją poza Rowling i projektantami mody. Wątpię, by życie ze sztuki dało się nazwać prawdziwie artystycznym stylem życia. Większość tych, co mogą sobie na to pozwolić, poziomem jest niższa od wcześniej wymienionego już "kompozytora".
Dla hieny liczy się przede wszystkim potencjał wyrazistości, kunsztu, pewna chęć eksperymentów artystycznych i wyraźna biegłość w posługiwaniu się konkretnym sposobem wyrazu. Niektórzy "klasycy", absolwenci ASP (teoretycznie artyści) kompletnie nie zasługują na miano artysty, a niektórzy pozbawieni tej sławy i edukacji artystycznej potrafią stworzyć coś lepszego. Do tego pewna swoboda intelektualna i stylu życia - (nie powiem, że z całym szacunkiem) ni w cholerę nie nazwałabym artystką dziewoi, która właśnie wydaje umoralniające, katolickie bajki dla bachorów w wydawnictwie katolickim i marzy o tym, by stać za garami, bo taka rola kobiety (zna hiena takową).


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Nie 18:27, 14 Lis 2010 Powrót do góry

Znów od końca:

Sama mam niedaleko domu gościa, który utrzymuje ze swojego malowania rodzinę (i właściwie to ten akurat ma sporo kasy), nawet całkiem dużo takich jest, pomniejszych muzyków na przykład. Nie trzeba mieć milionów żeby żyć.
Zresztą, właściwie to nie muszę niczego bronić, bo nie znam projektanta mody który byłby naprawdę artystą, Rowling to jest "pisarka dla młodzieży" a nie "artystka" Wesoly
Styl życia wymieniłam, bo zajęcie się sztuką na poważnie wymaga sporej ilości czasu, nie da się za dnia być lekarzem a "po godzinach" malować i zrobić przy tym coś naprawdę genialnego. Technika, znajomość historii dziedziny, spotkania, ciągłe dokształcanie no i wreszcie samo tworzenie, to naprawdę kosztuje kilka godzin. Jeśli ktoś maluje/gra sobie na uboczu, to nie osiągnie za wiele(znaczy, ja tu mówię o czymś naprawdę dużym, czymś wyjątkowym, mam nadzieję że rozumiesz o co mi chodzi).

Cytat:
Wątpię, by życie ze sztuki dało się nazwać prawdziwie artystycznym stylem życia.

Dlatego też uwzględniłam drugi warunek nazwania kogoś "artystą".
____________________

A co do Chopina, to widzisz, ja na przykład nie przepadam za Mozartem. Tak łączył akordy, że słyszę w głowie następne zanim on je zagra... Kilka dzieł przypadło mi do gustu, ale na pewno nie były na fortepian solo. Chopin, poza niespotykaną wcześniej wirtuozerią, wniósł do muzyki nową harmonię i za to nie wypada zwyczajnie nazywać tego "szmelcem". Też nie całą kulturę kocham, ale nie przesadzajmy, ten kompozytor wypracował bardzo oryginalny styl i wiele zmienił, popchnął sztukę do przodu.

Co prawda pisane z punktu widzenia miłośnika, ale przecież ktoś niezainteresowany nic by w temacie nie powiedział:
[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
Prawda, że Chopin skoncentrował się na twórczości fortepianowej, ale on pierwszy mógł sobie na to pozwolić: uczynił z fortepianu instrument o nieprzeczuwanej dotąd skali możliwości, wydobył z niego nowy, bogaty świat dźwiękowy, o jakim przedtem nikomu się nie śniło i stworzył w tym świecie legion arcydzieł, przy których blednie świetność niejednej symfonii. Pozornie zawężając aparat wykonawczy, zarazem wyeksponował, w stopniu dotąd nieznanym, element muzyki, który nabierze tak wielkiego znaczenia w jej dalszej historii, aż do naszego stulecia: brzmienie. Począwszy od Chopina, trudno myśleć o muzyce jak o abstrakcyjnej konstrukcji, którą instrumenty zaledwie "przekazują"; jest ona odtąd zrośnięta o wiele silniej z realną materią brzmieniową, jej barwą, rejestrem, zmysłową naturą dźwięku i sposobu jego wydobycia.

Nowe, tak odkrywcze brzmienie muzyki Chopina tkwi jednak nie tylko w specyficznym potraktowaniu instrumentu, w olśniewającej technice pianistycznej, lecz i w samym języku dźwiękowym - w chopinowskiej harmonii. Wystarczy posłuchać kilku pierwszych taktów "Etiudy E-dur op. 10 nr 3", by uświadomić sobie wagę zmiany, jaka dokonała się w odczuwaniu harmonii: od brzmienia harmonicznego utworów Beethovena i Schuberta muzykę tę dzieli przepaść. Chopinowskie akordy działają nie tylko jako system tonalnych napięć i rozwiązań akompaniujących melodii; one zachwycają swym indywidualnym, kolorystycznym brzmieniem. Chopin odkrył, że dysonans, poza swą tradycyjną funkcją napięciową, może być - sam w sobie - piękny, może wręcz wabić swym specyficznym zmysłowym czarem. Odkrycie to miało dalekosiężne konsekwencje. Zapłodniło impresjonizm Debussy'ego, który kolorystyczno-brzmieniowe pojmowanie harmoniki wyprowadził wyraźnie z dzieł Chopina, a także wpłynęło na bardziej radykalne przemiany języka dźwiękowego w XX wieku. W utworach Chopina spotykamy dysonanse nie tylko miękkie jak aksamit, pieszczące ucho, ale także ostre, kłujące - by wspomnieć "Preludium a-moll", wiele mazurków, począwszy od pierwszych publikowanych opusów: 6 i 7 (niezwykła część środkowa "Mazurka B-dur"!), "Etiudę e-moll op. 25", czy budzące dreszcz kulminacje przed zakończeniem pierwszego i drugiego "Scherza".

Dzieło Chopina jest ważnym punktem w dziejach muzyki, kamieniem milowym na drodze jej rozwoju - i to z wielu powodów. Z tej nierzadko skrajnie wybujałej chromatyki wyrósł Wagner ("Tristan i Izolda"); jego niezwykłe modulacje, zaskakujące zmiany tonacji w środku frazy (wspomnijmy choćby wstępną część "Fantazji f-moll") obalają prawidła wpajane w podręcznikach harmonii; wprowadzenie przez niego nowych skal w mazurkach (choć także w innych utworach, jak "Etiuda f-moll op. 10", "Nokturn g-moll op. 15" i "Nokturn H-dur op. 62") rozbija wyłączność jednolitego dotąd systemu dur-moll i otwiera okno na inne, szerokie światy dźwiękowe.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malaria
Hiena Polarna



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 2449 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Nie 23:18, 14 Lis 2010 Powrót do góry

O ile u innych "klasyków" potrafię od biedy znaleźć jakieś wytłumaczeniem, o tyle u Szopena nie - tam nie ma NIC. Wszystkie melodie jednakowe, a ani wirtuozerii, ani żadnego świata dźwiękowego, treści żadnej, wymowy takoż, a nowatorstwo to nie wiem skąd oni wytrzasnęli - ogólnie ten artykuł to dla hieny farmazony, bzdury i co tam jeszcze, co można negatywnie nazwać. Mam to rzępolenie za ścianą 24/7 od paru tygodni, a od zawsze jest to jedyny bodziec przenoszący hienę automatycznie w moduł berserkera. Jeszcze Ewa Bem, jedyna która przerasta Szopena pretensjonalnością, ale w bezbarwności i jałowości nigdy mu nie dorówna. Pod kątem stworzenia jednakowych, zupełnie pozbawionych wyrazu melodyjek był zaiste niezrównany. Jaka wirtuozeria, jaka harmonia? Rozumiem, że tak potworny ignorant jak moja matka, jakiś drobnomieszczański pseudointelektualista może się tym czymś zachwycać, ale nie ktoś zorientowany choć odrobinę w muzyce.
A oryginalność to chyba tylko w rozwścieczaniu hien, bo nigdzie indziej jej nie słyszę. Chyba że chodzi o tę przemanierowaną oryginalność, co gorsza od przeciętności, chociaż w sumie tylko ją zniekształca.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Pon 1:18, 15 Lis 2010 Powrót do góry

Dobra, to inaczej, ile Chopina utworów słuchałaś? Jakieś preludium może, nokturn, etiuda? Wiesz, to jest dosyć porządny zarzut, więc powiedz które z jego utworów są takie identyczne i monotonne, bo nie wiem za bardzo na czym stoję.
Co do wirtuozerii, podpytaj kogoś, kto gra na fortepianie Mruga
A tego, że wypracował własną, nowatorską harmonię nie obalisz, ponieważ jak wół zapisane jest to w nutach.
Nawet jest coś takiego jak akord chopinowski, albo chopinowskie zboczenie harmoniczne, od nadmiaru jego utworów łączy się akordy w charakterystyczny sposób Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malaria
Hiena Polarna



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 2449 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Pon 10:45, 15 Lis 2010 Powrót do góry

Słucham tych "utworów" 24/7 zza ściany od paru tygodni. Nie wiem ilu, nie wiem jakie, bo ich nie rozróżniam i nie interesuje mnie rozróżnianie tego czegoś. Tak samo nie rozpoznałabym ani nie miałabym ochoty rozpoznać konkretnie zatytułowanej death/black metalowej sieczki czy technołupanki. Jedynym wyróżnikiem Szopena, i to dotąd całkowicie niezawodnym, było nagłe podnoszenie mi ciśnienia - jeśli fortepian mnie wkurwia, to niewątpliwie właśnie grają te twory. Harmonia może sobie być zapisana, najwyraźniej to kolejne z pojęć względnych, które zależą od słuchacza. Zmajstrowanie czegoś własnego nic nie znaczy, jeśli jest to paskudne.

Aczkolwiek dzięki za ostrzeżenie - w okolicach tego śmiesznego konkursu nie będę próbować nic klecić, bo jeszcze nabiorę jakiejś obrzydliwej maniery. Być może właśnie ta "harmonia" i "akordy szopenowskie" sprawiają, że jest to tak wkurzająco pretensjonalne. Pewnie dlatego uznałam te "utwory" za obrzydliwie zmanierowane.

U mnie fortepian się nie mieści, ale gram na tym, co mam. Ale i tak nigdy nikt mnie nie dał rady zmusić do zagrania czegokolwiek Szopena.
Zresztą nie znam wielu ludzi poza totalnymi snobami, zwłaszcza nieco ogarniętych w sztuce, którzy by Szopena cenili. Podobnie jak Mickiewicza.
(Zresztą, co za absurd wypowiadać się o wirtuozerii, gdy facet nie żyje? Wirtuozeria - jakkolwiek brzydko by to słowo nie brzmiało - to biegłość. Nuty to sobie można zapisać i żadna wirtuozeria to nie będzie, nawet jeśli się je przekomplikuje i pozawiązuje w pętelki. No chyba że wirtuozeryja w nanoszeniu atramentu na papier.)

Swoją drogą - cóż innego może hienę ogarnąć, jak nie pusty śmiech, gdy widzi na każdym kroku billboardy reklamujące wystawę szopenowską, a konkretnie wystawę jego... podpisów.
Ta mania zaczyna hienę już poważnie wkurzać i z tego powodu hiena od początku tej zbiorowej obsesji chodzi wkurzona albo co najmniej poirytowana.
(I tu z pewnością nie dojdziemy do żadnych sensownych wniosków - hiena jest zaciekłą przeciwniczką, odkąd pamięta, taka nienawiść od pierwszego usłyszenia. Przypuszczalnie jeszcze zanim zaczęła mówić, to już wyła, słysząc te "utwory". Hiena marzy, by dostać magiczną lampę, poprosiłaby, by wszyscy zapomnieli o czymś takim jak Szopen. W starciu z szopenem hieni wrodzony pacyfizm więdnie i zanika, a hiena zaczyna wykazywać zainteresowanie karabinami, nożami i siekierami.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Malaria dnia Pon 10:54, 15 Lis 2010, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Pon 23:46, 15 Lis 2010 Powrót do góry

Cytat:
Słucham tych "utworów" 24/7 zza ściany od paru tygodni.

Znaczy, sąsiedzi urządzają całodobową chopinotekę?

Cytat:
Być może właśnie ta "harmonia" i "akordy szopenowskie" sprawiają, że jest to tak wkurzająco pretensjonalne.

Raczej nie, to już prędzej poszczególne utwory mogą brzmieć pretensjonalnie (genialnym przykładem będzie brutalne użycie kadencji wielkiej doskonałej, jeśli szukamy pretensjonalności).


A co do wirtuozerii - on swoje utwory wykonywał.
Śmieszny konkurs już się odbył, jeśli masz na myśli Konkurs Chopinowski.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Malaria
Hiena Polarna



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 2449 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Wto 11:00, 16 Lis 2010 Powrót do góry

Naprawdę? O pojedynczych "utworach" proszę mi nie wciskać, bo nie zamierzam tknąć tego nawet kijem przez rękawiczkę. Matka słucha go od bór wie kiedy non stop i robi mi dzikie awantury, kiedy żądam ściszenia tego rzępolenia. I wszystkie te rzępoły, co do jednego, są potwornie przemianierowane, pretensjonalne i w sam raz na gust tego obrzydliwego pseudointeligenckiego snoba. Sąsiedzi na szczęście puszczają rzeczy znośne, naprawdę wolę już z przymusu słyszeć Pidżamę Porno niż to.
Nie, nie, nie. Zresztą, koniec dyskusji, bo śmiecimy w temacie, a mi tylko ciśnienie skacze na sam widok znienawidzonego nazwiska. Ten biedny temat naprawdę nie zasługuje, by go dręczyć szopenem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szalona_Truskawa
Wgryzka Szczypiorka



Dołączył: 19 Mar 2008
Posty: 1265 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Stolicy okolice

PostWysłany: Wto 21:50, 16 Lis 2010 Powrót do góry

Dobra, no to kończymy Chopina i wracamy do sedna. Masz jakąś własną definicję sztuki czy opierasz się tylko na swoim wrażeniu (odczuciu)?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)