Autor Wiadomość
melpomenah
PostWysłany: Sob 10:20, 26 Lut 2011   Temat postu:

Mi się nie podobała Alice in Wonderland na równi z Ultravioletem czy ostatnią częścią kultowego Resident Evil. Dochodzę do wniosku, że twórcy wcale nie zamierzają tego kończyć chyba... Ale w ostatniej części RE przesadzili, dowalając faceta jak z Matrixa, ble.
akaidoku
PostWysłany: Śro 16:39, 18 Sie 2010   Temat postu:

Mówiąc o Notatniku chodzi wam o The Notebook ? Jak dla mnie nie był zły, romans to romans : D
Filmów Tima Burtona będę bronić do upadłego, chociaż Sweeney Todd'a jeszcze nie widziałam, ale mam na komputerze i się zabieram.
Dziewiątych Wrót nie widziałam od początku, ale to, co zobaczyłam było totalną porażką. Wyjąwszy Johnny'ego.

Do porażek mogę zaliczyć jeszcze ekranizację Eragona - o ile książka jest bardzo dobra, przynajmniej pierwsze dwa tomy, to ekranizacja pierwszej części to totalne dno.
Duże niespójności z fabułą i pewnymi elementami, momentami miałam wrażenie, że film opowiada zupełnie inną historię niż książka. Nieciekawy, kiepsko zrobiony, Arya powinna mieć czarne włosy a nie rude, a Eragon brązowe. Żeby nawet takich rzeczy nie dopracować to zupełne partactwo.
Kam
PostWysłany: Wto 16:49, 17 Sie 2010   Temat postu:

Tańczący z wilkami - fabuła świetna, ale prawie 4 godzinny seans po prostu mnie znudził. Za dużo tego wszystkiego na raz. :<
Liz
PostWysłany: Wto 16:44, 17 Sie 2010   Temat postu:

A oglądałyście Daybreakers: Świt?
W jednej scenie faceta pożera bardzo brutalnie masa wampirów, a w następej leży na ziemi w lekko ubrudzonym podkoszulku?
Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie poszłam na komedię.
Loony
PostWysłany: Pią 12:43, 09 Lip 2010   Temat postu:

Film o wilkołakach z Christiną Ricci "Przeklęta". Totalnie niedorobiony film, aż dziwne, że to Wes Craven robił... no cóż, nawet on się niepochlebnie wypowiadał o tym filmie w wywiadach i podobno go kręcili dwa razy i dlatego taki kiepski wyszedł Mruga

Poza tym ekranizacje Harrego Pottera, te które oglądałem też są jakieś denne. To już Zmierzch jest dziesięć razy lepszy. Tyle, że o ile o Zmierzchu mówi się, że jest to film dla trzynastolatek, to filmowy Harry Potter sprawia właśnie wrażenie, jakby był filmem dla dziewięciolatków.

A Notatnik według mnie nie był zły, tylko po prostu był typowym melodramatem, a Sweeney też był fajny. Świetny czarny humor i powiew kiczowatości (podobno typowe dla Burtona, ale nie wiem, wciąż słabo jeszcze znam jego dorobek - na razie mistrzem kiczu i czarnego humoru pozostaje dla mnie Tarantino).
Sellene
PostWysłany: Nie 22:49, 13 Wrz 2009   Temat postu:

Resident Evil 3.
N I G D Y więcej. Mogę znieść stado zombiaków, naciągane moce i dużo sztucznej krwi, ale gdy jednemu z bohaterów z ręki wystrzeliwują trzy macki to oglądanie już straciło sens (koledzy wybuchnęli śmiechem i do końca filmu wszędzie szukali "tripple-penetratora". Dzieci! Jezyk).
Malaria
PostWysłany: Czw 13:29, 10 Wrz 2009   Temat postu:

Before it had a name - pół filmu nic się nie dzieje. Kompletnie nic. Albo siedzą i milczą, albo mają jakieś wąty, albo coś. Drugie pół filmu się pieprzą, schodzą i rozchodzą. Film kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek treści, nudny, nudny, nudny. Pan Dafoe jakoś kiepsko wypada, a pani Colagrande, jego żona i reżyser tego filmu, jeszcze gorzej. Na dobre kilka tygodni nie tknę niczego z panem Dafoe, po tym czymś mam go kompletnie dość. Nawet romanse nie powinny śmiertelnie nudzić. Po grze aktorskiej nigdy bym nie odgadła, że postacie w ogóle coś do siebie czują, pff.
Sellene
PostWysłany: Nie 12:46, 28 Gru 2008   Temat postu:

Wczorajszy wieczór był Wieczorem Kompletnie Spartolonych Filmów.
Na pierwszy ogień poszedł film The Black Hole (Czarna Dziura).
Uwaga spoiler!
Opowiada o tym, jak to naukowcom się udało na ziemi stworzyć czarną dziurę, z której wylazł potwór zbudowany z elektryczności, zjadający materię organiczną, dzięki czemu dziura rośnie.
Koniec spoileru!
Film kompletnie do bani, fabuła denna, gra aktorska jeszcze gorsza, nawet efekty specjalne nie są w stanie nic naprawić. Wyłączyłam po dwudziestu minutach, i padł tekst "To już pornol o nazwie "Czarna Dziura" był lepszy!".

Jako drugi i ostatni, bo więcej nie mogłam znieść, obejrzeliśmy Shoot 'Em Up! (Tylko strzelaj! {czy jakoś tak})
Film wprawdzie obejrzany do końca, ale to wszystko było tak naciągane, tak krwawe i tak sztuczne, że gdyby nie czarny humor, to zostawiłby niesmak. A tak, to przynajmniej się pośmiałam.


Nie obejrzałam trzeciego filmu z tej płyty, bo bałam się dalej eksperymentować :x
Malaria
PostWysłany: Nie 10:46, 05 Paź 2008   Temat postu:

Do kiepskich filmów muszę dodać Moulin Rouge. Owszem, nieźle zrobiony, szczególnie w piosence El Tango de Roxanne, ale generalnie strasznie mnie denerwowało, że nie było tam piosenek na potrzeby musicalu, tylko9 były żywcem ukradzione z listy przebojów. Nawet udało mi się pobeczeć na końcu. Aktorzy też nieźli, szczególnie Książę genialny. Ale Ewan McGregor kompletnie nie pasuje do roli poety. Nijak na poetę nie wygląda i nie ma krztyny artyzmu, a jego postać była najsłabsza w całym filmie, obrzydliwie pozbawiona charakteru i indywidualności. Bardzo płasko ukazane środowisko cyganerii artystycznej. A i fabuła potwornie wtórna i nieciekawa: miłość biednego poety i kurtyzany-tancerki, która kupuje dla klubu Moulin Rouge możliwość zmiany w teatr za cenę siebie. Kompletnie brak świeżego spojrzenia, chociaż kurtyzany w tych ich kabaretkach, spódnicach, falbankach były fajne, podobnie jak piosenka Nirvany. Ale generalnie nic mnie nie zachwyciło. Do bólu przewidywalny film.
Fat Cat
PostWysłany: Śro 20:42, 01 Paź 2008   Temat postu:

E, Dziewiąte Wrota ma całkiem fajną fabułę i postaci, a że przy końcu leci na łeb na szyję (lolz, ta scena erotyczna), a widownia po prostu już się trochę podśmiewa z tych satanistów Polańskiego, to inna sprawa. No bo myślą 'Polański to ciągle o satanistach, sataniźmie i wszystkim, co z tym związane'. Gdyby to zrobił ktoś inny, pewnie audiencja potraktowałaby film trochę inaczej. Acz koniec końców pamiętam, że jakiś czas temu (hmm, rok? półtorej roku?) temu to oglądałam, i bawiłam się nie najgorzej. Trochę tak jak przy czytaniu Kłamstw Locke'a Lamory, a więc - na błędy da się przymknąć oko, i jeśli tak się zrobi, to wyjdzie nam naprawdę przyjemny dla tegoż oka film.
Ewelina
PostWysłany: Śro 18:31, 01 Paź 2008   Temat postu:

Dla mnie "Dziewiąte wrota" to konkretna porażka i tego sie będę trzymać.
Malaria
PostWysłany: Śro 15:20, 01 Paź 2008   Temat postu:

"Dziewiąte wrota" były o wiele lepsze od "Sweeney Todda". Musical to musical i rządzi się swoimi prawami - nie można w nim lekceważyć muzyki, bo muzyka to 70% musicalu - reszta polega na strojach, charakteryzacji i różnorakich scenozdobień.
Owszem, fatalne zakończenie może spartaczyć wszystko. Ale nie zgodzę się, że jest ono głupie. Nie można mówić o głupim zakończeniu w wypadku filmów innych niż komedie romantyczne, które aż mózg boli oglądać. To dopiero jest głupie.
Zresztą film, tak jak i książka, nie musi lecieć z akcją na łeb na szyję i nie ma ani odrobiny miejsca na wczucie się w bohatera czy też jakiekolwiek refleksje.
Bo mam nadzieję, mówimy o filmach, które powinny być czymś więcej niż rozrywką niewymagającą posiadania mózgu.
Ewelina
PostWysłany: Śro 11:42, 01 Paź 2008   Temat postu:

Uważam że "Sweeney Todd" jest świetny! Burtona uwielbiam za wszytko co tworzy, jeszcze nie obejrzałam jego złego filmu.
"Ed Wood'a" polecam. Kocham tą role Deppa! Z resztą... kiedy on źle zagrał?xD

Film jaki zawiódł moje oczekiwania to "Dziewiąte wrota" POLAŃSKIEGO!!
Tragedia...
Film mnie znudził po jakimś czasie, jak dla mnie na siłę przeciągana akcja:/
I głupie zakończenie:/
W ogóle mi sie nie podobał.
Fat Cat
PostWysłany: Nie 20:45, 28 Wrz 2008   Temat postu:

Prawda. W tym filmie nie muzyka jest najważniejsza, i to w sumie niezbyt dobrze, a pewnie i całkiem źle. Zgadzam się, masz rację. Tylko, że nie powiem, żeby mi to aż tak przeskadzało, bo i tak ogląda sięciekawie. Może o to chodziło, że skoro Burton i tak w musicalach nie siedzi, że jego celem był bardziej film, w którym muzyka tu tylko dodatek, a nie muzyka, w której dodatkiem jest film. Nie wiem, w każdym razie filmu nie nazwałabym 'tragicznym'. Ew. taki jest wokal Heleny Carter Bonham, chociaż babkę bardzo lubię.
Malaria
PostWysłany: Nie 10:42, 28 Wrz 2008   Temat postu:

Nie mówię o fabule musicalu, ale o dopasowaniu. Fabułę pan Burton nie bardzo miał jak zmieniać, bo taka po prostu była, podobnie jak piosenki. Ale zdecydowanie za dużo jest efektów wizualnych, a za mało muzycznych - przy obrazie muzyka blaknie i w zasadzie jest niepotrzebna. A można byłoby ją dopasować, chociażby wstawiając do studia nagrań większą ilość muzyków z instrumentami. Dla mnie Sweeney Todd to po prostu przesada, bo sam musical pewnie jest fajny - musicale bywają dziwaczne. Ale bardzo nie podoba mi się, że muzyka - wszak w musicalu najważniejsza, nie ma najmniejszych szans się przepchnąć nawet na drugi plan.
Fat Cat
PostWysłany: Nie 0:02, 28 Wrz 2008   Temat postu:

Sweeney Todd tragiczny?
Nie, nie, nie, Sweeney Tod jest bardzo specyficzny, i będę go bronić, bo bardzo wątpię, że Burton miał z nim większe ambicje największego happeningu roku 2007. Myślę, że to miał być eksperyment - taki, co pokazuje, że Burton jeszcze potrafi, że można i tak, i tak, i kto wie, ponieważ film prezentował jednak nietypowy dość styl, zainspirować jeszcze kogoś tak, by ten stworzył jakąś nową niszę.
To po prostu dobry, choć ogólnie rzecz biorąc bardzo dziwny film, z pięknym zakończeniem, kilkoma potknięciami, ale przede wszystkim niesamowitą atmosferą. Nie miała być mroczna - wręcz przeciwnie, cały czas na seansie byłam przekonana, że to, co ulatuje z głośników, to nutka czarnej ironii, ba, może nawet czarnej komedii. Ogląda się przyjemnie - jeśli się zdzierży, oczywiście, Malario ; )

Notatnik to JEST tragedia. I to jeszcze harlekinowa, kiczowata tragedia ze strasznym komputerowym wstępem, naciąganą fabułąi takimi sobie postaciami. A ich zachowań to ja już kompletnie nie rozumiem.
Nie, nie, nie.
Malaria
PostWysłany: Sob 22:21, 27 Wrz 2008   Temat postu:

Taaak, ale wiesz, jak się coś obejrzało i się chce koniecznie wyartykułować swoje zdegustowanie, to lepiej marudzić tutaj niż w temacie fajnych filmów.
Ja nieodmiennie stwierdzam, że Sweeney Todd jest tragiczny. Nie wiem, jak Ed Wood, którego miałam obejrzeć, ale zdzierżyłam tylko pierwsze dwadzieścia minut, ale obawiam się, że mimo najszczerszych chęci nie znoszę filmów Tima Burtona. Ale się zobaczy.
Fat Cat
PostWysłany: Pią 0:16, 26 Wrz 2008   Temat postu:

Kiedy takich katastrof jest strasznie dużo. Ale jesli ktoś widział całą Trylogię Matrixa czy filmy takie jak Ultraviolet (o lol, to przezwyciężanie praw grawitacji i sceny walki w paintcie) to wie, o czym mowa.
Malaria
PostWysłany: Śro 22:10, 24 Wrz 2008   Temat postu: Popis pijanego reżysera, czyli filmy absolutnie spartolone.

No dobrze. Zauważywszy, że w temacie o fajnych filmach chętnie też pomstujemy na fatalne, wypada dodać temat tylko na ich temat, żeby ktoś przypadkiem, śpiącym będąc lub w niepełnej sprawności umysłowej (czyli jak ja na co dzień), nie przeczytał źle i nie sięgnął po bardzo zły film, przeoczywszy że tylkośmy nań pomstowali. Trzeba użytkowników chronić przed koszmarami, a i ponarzekać czasem miło i przestrzec wypada.
Tak więc jest tenże oto temat sobie.

Ja od siebie ponarzekać mogę na Loving Annabelle - moim zdaniem postarali się tylko o wygląd i o to, by film cieszył oko estetycznie, ale treści ni przesłania szukać w nim ze świecą można. Miałam wrażenie, jakby cały film był tylko po to, by pokazać pieprzną scenkę z dwiema paniami.
Dodam też Total eclipse, które po prostu... nie wiem. Bohaterów nie polubiłam, ich historia też jakaś taka naciągana i przesadzona mi się wydała. Nie podoba mi się ten film, brakuje mu Tego Czegoś i tylko mnie zawiódł. Miałam nadzieję na coś na wyższym poziomie, chociaż DiCaprio grał świetnie - znienawidziłam jego postaci od pierwszego wejrzenia.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group